Autor Wiadomość
rob14444
PostWysłany: Wto 23:44, 28 Mar 2006    Temat postu: Księżycowa przygoda

Księżycowa przygoda

Ta wspaniała historia, rozegrała się pewnej księżycowej nocy, w naszym obwodzie koło Nowego Tomyśla.
Jak co sobotę wybraliśmy się z tatą na polowanie. Łowisko do którego jeździmy, jest nadzwyczaj urodzajne w dziki.
Godzina była późna, księżyc w pełni, nic tylko do lasu na polowanie .Samochód zostawiliśmy w pobliskim dukcie . Celem naszej wyprawy łowieckiej, było bajoro. Owe bajoro często odwiedzały dziki.
Do miejsca zasiadki szliśmy głębokimi rowami. Rowy służyły do odprowadzania wody, której nie było tu zbyt wiele.(strasznie suche lato) Gdy doszliśmy, w lesie było zupełnie głucho. Tak jakby cały las obumarł. Tylko czasem wiatr zaszeleścił liśćmi. W bajorze nie było świeżych śladów. Tylko stare, zeschnięte tropy.
Po około 2 godzinach, tata się zniechęcił(widać było po minie). Ja też już trochę straciłem nadzieje. Jednak okazało się, że dziki są w pobliżu. W oddali około 100 metrów słychać było trzaski łamanych gałęzi. Wstąpiła w nas nowa nadzieja. Tata stwierdził, że dziki ciągną w kierunku bajora. Te słowa bardzo mnie uszczęśliwiły. Miałem wielką nadzieje na upolowanie pięknego odyńca.
Komary zaczynały „ciąć”. Byliśmy na to dobrze przygotowania, ale jednak żaden preparat nie był w 100% skuteczny. Dzik były już coraz bliżej, ale gęste liście olszyn uniemożliwiały zobaczenie ich. Odgłosy były coraz to głośniejsze i wiedzieliśmy, że to wataha. Tata miał nadzieje, że będzie w niej odyniec, ponieważ dawno nie strzelił grubego dzika. Pomału dochodził do nas charakterystyczny zapach dzików. Jednak były one bardzo przezorne i poruszały się wolno, co po chwile wietrząc. Tata postanowił przemieścić się rowem jeszcze dalej, by mieć lepsze pole widzenia. Mi kazał zostać. Po 15 minutach do bajora wskoczyły pierwsze dwa dziki. Momentalnie usłyszałem strzał, spostrzegłem, że dzik został trafiony i uchodzi dalej w pobliskie krzaki. Nagle po prawej stronie zobaczyłem kolejne dziki. Myślałem, że tata również je widzi i że zaraz padnie strzał. Jednak on szedł w kierunku krzaków, w które wpadł poprzedni dzik. Bez namysłu krzyknąłem: „Tato, dziki po prawej!”. Reakcja ojca była natychmiastowa, obrócił się i strzelił, po czym dzik został w miejscu. Teraz musieliśmy sprawdzić co stało się z tamtym dzikiem. Powoli weszliśmy w kępę krzaków i ujrzeliśmy dużego dzika. Jeszcze żył, więc tata musiał go dobić. Odsunąłem się by uchronić uszy przed okropnym hukiem wystrzału. Ściągnęliśmy je w jedno miejsce, dobrze oświetlone przez księżyc. Jeden to spory odyniec a drugi ładna loszka.
Dziki były piękne. Musieliśmy ochłonąć jakieś 30 minut, po czym pomogłem tacie wypatroszyć dziki. Teraz mieliśmy spory kłopot jak zabrać oby dwie tusze. Nasz Fiat Seicento, nie zmieści nawet jednego dzika, a co dopiero dwa. Jednak tato ma głowę na karku i powiedział, że pojedziemy do kolegi Stanisława, długoletniego członka naszego koła. Ów kolega ma starego Wartburga, którego nazywa Honeker.
Na zegarku trzecia w nocy, wszyscy śpią, ale wyboru nie ma. W drzwiach ukazuje się Stasiu w piżamie. Oto jego słowa: -„Leży? Na to tata odpowiada- Dwa leżą –byki?”. Po chwili żartów poszedł się ubrać i wyruszyliśmy po dziki. Wcześniej wspomniany Wartburg, ma jedną poważną wadę-bardzo słabe hamulce. Jednak bezpiecznie udaje się nam dojechać. Tata chwyta odyńca a my wraz z panem Stachem lochę. Po półgodzinie ciągnięcia nareszcie jesteśmy obok auta. Dwa szybkie ruchy i dziki są w dużym bagażniku. W drodze powrotnej opowiadaliśmy koledze jak to było a on się fascynuje i zachwyca naszym wyczynem.
Odyniec ważył 72kg a locha 53kg. Szable nie należały do rewelacji, ale były i są miła pamiątką. Mimo że to już trzy lata mijają od tego polowania, ja nadal mam je w pamięci i wciąż je sobie wspominam. Jest to jak dotąd nasz jedyny wspólny dublet dzików. Tata do swojego rekordowego polowania może zaliczyć strzelenie w jednym dniu 2 dzików i jelenia byka. No i może też 3 dziki na jednym polowaniu zbiorowym. Ja dopiero będę wkraczał w kręgi myśliwych, ale już wiem, że tej pasji oddam się całym sercem. Myślistwo to piękna rzecz, nie tylko ze względu na zabijanie. Poznaje się tam wielu wspaniałych ludzi miło spędza się czas na łonie natury. Nasza kwatera jest dla mnie jak dom, uwielbiam w niej przebywać. Widocznie łowiectwo to moje powołanie. Polowali: pradziadek, dziadek, tata i trzech wujków. Może mam to we krwi? Pewnie dla tego chce też zostać leśniczym. Los pokaże jak się stanie.
Darz Bór.

Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group