Autor Wiadomość
Łukasz>>>
PostWysłany: Pon 17:50, 27 Mar 2006    Temat postu: Na Bukach

"Na Bukach"


Na tegoroczne ferie wybrałem się do dziadka na Mazury. Dzień przed moim przyjazdem dziadek objechał wszystkie podsypy, wiec jak tylko przyjechałem powiedział mi, że jeszcze dziś jedziemy do lasu na polowanie. Postanowiliśmy wyjechać dość wcześnie, ponieważ dziki na tzw. "ambonie na bukach" lubiły wychodzić dość wcześnie.

Około godziny 17-tej siedziliśmy już na stanowisku. Po 15 minutach przed amboną przeszedł piękny mykita. Powoli zaczęło się ściemniać. Na podsyp przyszły trzy sarny, lecz czymś zaniepokojone bezszelestnie uciekły w głąb lasu. Po chwili ciszę przerwał trzask złamanej gałązki, potem kilkakrotnie trzaski powtórzyły się. Po około 10 minutach na podsyp wytoczyły się dwa ciemne punkty. Po dłuższej obserwacji dziadek stwierdził, że są to dwa odyńce, po czym jak najciszej złożył się do strzału. Ja wszystko obserwowałem przez lornetkę. Po chwili padł strzał i dziki wyrwały jak rakiety, ale każdy w inną stronę.

Po 15 minutach zeszliśmy z ambony i podeszliśmy na miejsce zestrzału. 10 m od nęciska dostrzegliśmy skąpą ilość farby na śniegu. Postanowiliśmy pójść za farbą. Po ujściu około 200 m latarka zaczeła słabiej świecić, więc postanowiliśmy przyjechac rano z psem.
Na drugi dzień o godzinie 9 byliśmy już w lesie z kolegą dziadka - panem Ryśkiem - też myśliwym i z psem.

Puściliśmy psa przy miejscu, gdzie skończyliśmy wczorajsze poszukiwnia. Murzyn (tak się wabi pies) od razu podjął trop. Szliśmy za farbą około 1,5 godziny po dużym śniegu, gdy nagle jakies 100 m od nas pies zaczął oszczekiwać rannego dzika. Szliśmy bardzo powoli w gęstym młodniku. Dziadek kazał mi poczekać przy drzewie, a on i kolega podeszli bliżej głoszącego psa. Po chwili straciłem ich z oczu. Byłem już wyczerpany i miałem nadzieję, że zaraz padnie strzał i skończy się ta męczarnia. Strzał padł, ale mordęga się nie skończyła. Z wielkim hukiem łamanych niedaleko mnie gałęzi ujrzałem potężnego dzika a za nim psa. Dzik szybko zniknął z mojego pola widzenia. Znów szliśmy dalej za farbą, ale było jej znacznie więcej. Widać, że dzik przyjął drugi strzał. W oddali słychać było ujadanie psa. Po przejściu około 200 m, już nie przez tak gęste młodniki jak wcześniej, ujrzeliśmy pod świerkiem naszego dzika, który odganiał się od psa. Dziadek natychmiast posłał mu kulę na komorę i dzik został na miejscu. Był to potężny odyniec. Po oględzianch stwierdziliśmy, że pierwszy strzał dzik przyjął na spóźnioną komorę. Teraz zostało nam pogratulować strzelcowi i zacząć ściąganie dzika do samochodu. Po wypatroszeniu dzik ważył 109 kg.

Często wspominam to polowanie i myślę, że św. Hubert pozwoli mi przeżyć jeszcze kilka takich niesamowitych przygód.

Pozdrawiam

Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group